niedziela, 16 listopada 2014

Pinokio

Emilia bardzo polubiła Pinokia. Zobaczyła zwiastun w telewizji i zapragnęła pójść do kina. Tak bardzo prosiła, starała się, zbierała uśmiechnięte minki (nagrody za dobre zachowanie). Nigdy nie była w kinie, więc nie wiedziałam na ile Pinokio, a na ile ciekawość sprawiły, że tak bardzo jej się to kino zamarzyło. Ja zastanawiałam się bardzo, czy nie za wcześnie, bo to przecież długo, głośno, a i sam Pinokio dla niespełna trzylatki wydawał mi się za ciężki. Wiedziałam, że do kina pójść musimy, bo naprawdę starała się bardzo, ale myślałam, że uda mi się przeforsować jakąś lekką bajkę. Uparła się, że musi być właśnie Pinokio. No i byłyśmy. Nastawiłam się, że wyjdziemy jak tylko powie, że już chce iść. Wyszłyśmy ostatnie. Córka zachwycona - oglądała do końca. Po wyjściu zapytała "Mamusiu, czy kiedyś jeszcze przyjdziemy do kina?". Wieczorem dostarczyła nam wiele radości, kiedy zapytała M: "Tatusiu, czy wystrugałeś mnie z drewna?". Pytanie było poważne, zdawało się, że Emilka naprawdę chce wiedzieć skąd się wzięła na tym świecie. No i Tatuś przed snem coś tam Misi tłumaczył. Oczywiście nie było mowy o bocianie, czy kapuście. Kolejny dzień przyniósł nowe pytanie - "Mamusiu, czy w Twoim brzuszku jest jeszcze jedna dziewczynka? Chciałabym, aby była". Takie to radości przeżywamy odkąd z nami jest. Chcąc odwzajemnić tę radość postanowiłam sprawić, by Pinokio został z nami na dłużej. I wyczarowałam takiego oto chłopca





Przyznam, że liczyłam na euforię. Była, w pierwszej chwili. Później Emilia pytała dlaczego nos się nie zmniejsza i mówiła, a właściwie krzyczała (co nas zadziwiło, bo nigdy wcześniej do nikogo tak nie powiedziała) "Pinokio, jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem. OGARNIJ SIĘ CHŁOPIE!!!". Musiałam tłumaczyć, że to lalka, że sama szyłam, że nos już taki zostanie, ale że Pinokio ma dobre serce. Stwierdziła, że muszę doszyć serce (Muszę!). Innego dnia stwierdziła, że trzeba zabrać Pinokia z jej pokoju, bo uczy ją kłamać. Noooo i to tyle miłości do Pinokia...